Zbliżał się powoli wieczór. Pomarańczowe promienie zachodzącego słońca przebijały się gdzieniegdzie przez liście i gałęzie drzew. Zapewne niejeden zachwyciłby się tym jakże pięknym widokiem, jednak dla Niamh to była już codzienność, jak i znak, że czas rozbijać obozowisko.
Odłożyła dzisiejszą zdobycz, jaką był chrząszcz i przystąpiła do zbierania gałązek na ognisko. Noce co prawda nie były tak ciepłe jak na terenach Sceny lata, jednak z reguły kołderka z liścia wystarczała. Ognisko powstało tylko po to, aby upiec chrząszcza i przy okazji zniechęcić drapieżniki do ataku. Chociaż Niamh wybrała względnie bezpieczną część lasu, w końcu nie była sama. No właśnie, miała towarzystwo. Kompletnie zapomniała o tej dziwacznej wróżce, której pozwoliła się przy sobie plątać. Właściwie nie była to dla niej wielka różnica, w końcu w życiu nie poprosiłaby o pomoc, a szczególnie stworzenia, które wyglądało jakby jego rączki miały odpaść przy próbie podniesienia patyka.
Powoli zapadał półmrok, a Niamh siedziała i piekła swoją zdobycz na prowizorycznym rożnie.
- Mam nadzieję, że nie jesz samych owoców i warzyw, bo to jedyne co dzisiaj dostaniesz - zagadała do Envyego.
Oddała mu część swojego posiłku, a następnie sama zjadła. Teraz czas się wyspać. Poszukała kawałku mchu, żeby wygodnie się leżało. Zlustrowała wróżkę wzrokiem i oceniła, że jest od niej mniejsza o około jedną trzecią, więc przygotowała kolejny, adekwatny kawałek mchu i położyła przy Envy. Skombinowała jakieś liście i zgasiła ognisko, nie chciała być odpowiedzialna za ewentualny pożar lasu.
- Lepiej się wyśpij, jutro ruszamy dalej… gdzie tam będziesz chciał - rzuciła na dobranoc i odwróciła się plecami do czarnego stworzonka.
Położyła swoją broń blisko legowiska, w zasięgu jej łapki, gdyby noc okazała się być nie tak spokojna, jak zakładała.